Całe swoje życie zawodowe przeżyła jako lekarz pierwszego kontaktu i taką zostanie zapamiętana. Mimo, że była pediatrą, większość swojego zawodowego czasu poświęciła dorosłym, jako lekarz Wiejskiego Ośrodka Zdrowia w Grzybowie, gm. Września. Zaraz po stażu zawodowym, w 1974 roku, dyrektor ZOZ-u zaproponował jej objęcie stanowiska kierownika Ośrodka.
Dr Zdzisława pochodziła z Gniezna, gdzie ukończyła liceum w 1966 i zaraz po maturze zdała egzamin wstępny do Akademii Medycznej w Poznaniu, którą ukończyła w 1972 roku.
Żonę swoją poznałem na 3. roku studiów w bardzo prozaiczny sposób. Umówiliśmy się w większym gronie w kawiarni “Santo” w Poznaniu, a los tak chciał, że na spotkaniu zjawiliśmy się tylko my. Bardzo szybko zauważyłem jej serdeczność, emanujący od niej spokój i dobroć oraz wyraźnie sprecyzowane marzenia. Była osobą, dla której nie było przeszkód nie do pokonania – zawsze z uśmiechem i empatią do wszystkich i wszystkiego, wręcz z matczyną dobrocią. Gdy się pojawiała, w jej obecności dzieci się uspokajały, przestawały płakać, a dorośli mimo bólu i cierpienia byli obdarzeni promykiem nadziei i jej dobroci.
Od tego przypadkowego spotkania i rozmowy w kawiarni minęło pół wieku, a my wciąż razem.
Wracając myślami wstecz, trudno oprzeć się refleksji, że śmierć przychodzi zawsze nie w porę, choć jest nieunikniona. Niesie ze sobą olbrzymie brzemię smutku i cierpienia, ciężko pogodzić się że to już koniec.
Wtedy, przy pierwszym spotkaniu, wspomniała że marzy o własnej przychodni. Udało mi się to jej marzenie spełnić – jako prezent pod choinkę, 23 grudnia 1998 roku otrzymałem decyzję z numerem 0001 wojewody poznańskiego: pierwszy NZOZ w Wielkopolsce, z czego byliśmy bardzo dumni, choć nie docenieni przez kogokolwiek.
Jeden z kolegów z pracy, lek. Marek Wdowiak, tak ją wspomina: “Od początku miałem poczucie akceptacji i zrozumienia. W późniejszych latach nie raz przekonałem się, że każdą sytuację można było z nią wyjaśnić, rozwiązać i otrzymać wsparcie. Zawsze w atmosferze zrozumienia i szacunku dla drugiej osoby. Swoich pacjentów znała tak dobrze, że potrafiła pomagać im i odczytywać ich potrzeby często w sposób mało zrozumiały dla innych, ale zawsze trafny, co budziło zawsze mój niekłamany podziw. Wspominam i będę pamiętał pani doktor jako szefa, który oczywiście miał uwagi co do pracy, ale zawsze traktował pracowników z sympatią. Była to osoba pełna empatii i ciepła”.
Marian Galant