W latach 1965- 1971 studiowaliśmy razem z Mieczysławem Wasielicą na ówczesnej Akademii Medycznej (obecnie Uniwersytet Medyczny im. Karola Marcinkowskiego) w Poznaniu. Niewielu z nas wiedziało, jakie były dalsze losy Mieczysława, bo jak wynika z CV od razu po studiach opuścił Poznań.
Został zapamiętany jako przystojny, wysoki, czarnowłosy chłopak, raczej milczący z czającym się przyjaznym, może czasem nieco figlarnym, uśmiechem w oczach barwy ciemnego miodu. Wyraźnie nie reagował na próby tzw. podrywu (ówczesne określenie wielkiego, szczególnego zainteresowania) ze strony naszych uroczych koleżanek – pozostawał grzecznie obojętny. Być może już wówczas był zakochany w Białymstoku, o czym nie było wiadomo powszechnie. A dopiero teraz kojarzymy te fakty i przemawia za tą myślą Jego zatrudnienie od razu po studiach w mieście w którym spędził resztę swojego życia….
Uczył się pilnie, był zawsze przygotowany na codzienne kolokwia na zajęciach z anatomii prawidłowej prowadzone modo szkoła. Odpowiadał spokojnie z dużą pewnością siebie bez śladu tremy, drżeń czy nagłych krwistych rumieńców co było często wyrazem ogromnego zdenerwowania nas, tak bardzo wtedy młodych, bo czasem niespełna 18-letnich…..
Zadziwiał sprawnością nie tylko na zajęciach z w-f, ale zwłaszcza w czasie zajęć wojskowych, co nie wszystkim było dane, gdyż niektórzy byli po prostu fajtłapami, nie trzymali kroku marszowego, czołgali się w błocie na poligonie w Biedrusku gubiąc czapki czy berety, które nosiły dziewczyny, a zdarzało się też, że niektórzy wlekli karabin po ziemi.
Mieczysław musiał mieć duże poczucie humoru, gdyż jak opowiada teraz, po przeszło 50 latach od ukończenia studiów, nasz kolega – dr Leszek Milanowski – jak to ze swoją późniejszą żoną Danutą i Mieciem przebrani w barwne ciuchy, czasem uszyte z zasłon w akademiku, wspólnie przemierzali w pląsach poznańskie ulice, poddawali się szampańskiej zabawie w czasie słynnych studenckich Juwenaliów….
Inną opowieść przytacza nasz kolega z czasów studiów – dr Stefan Jacek Stamm:
„Niespodziewane wydarzenie zdecydowało o mojej z Mieczysławem bliższej znajomości. Początek studiów w październiku 1965 r., a już w lutym 1966 r. spotkaliśmy się nie na sali wykładowej przed salą rozpraw Kolegium d/s Wykroczeń w budynku Urzędu Miasta Poznania ul. Libelta. Byliśmy obydwaj przerażeni ważnością naszego przestępstwa, tym bardziej, że na rozprawę czekało kilku młodych ludzi a towarzyszyła im umundurowana i uzbrojona milicja. Przyczyną naszego wezwania przed oblicze Temidy był brak dowodu osobistego mimo ukończonych 18-stu lat. Fakt, że nie mogliśmy legitymować się dowodem osobistym wykryła Wojskowa Komisja Poborowa, która przyznawała kategorie zdrowia adeptom sztuki medycznej. Ukarano nas niewielką karą finansową – co dla nas studentów i naszych Rodziców było dodatkowym kłopotem. Przekonaliśmy się, życie studenta mimo codziennych trudności dostarcza wiele stresu, ale ma ‘opiekę’ Uczelni i Wojska Polskiego.
Mieczysławie, Twoje piękne i pracowite życie zachwyca. Non omnis moriar.
Stefan Jacek Stamm”.
Na tym kończą się opowieści czasu studiów – zadaliśmy pytanie drogą mailową kolegom którzy podali nam kiedyś adresy. Niestety odpowiedzi było niewiele, albo już przenieśli się do tego drugiego, lepszego ponoć świata, i tam już spotkali się z Mieciem i o nas może rozmawiają, a może zadziałał okrutny PESEL i po prostu nie korzystają już z internetu.
Wobec tego zajrzeliśmy do tego współczesnego, stale nas zachwycającego bo tak długo nieznanego w czasie naszego życia „okna na świat”. I oto czytamy: Mieczysław Wasielica, tak, tak – nasz… znalazł się wśród 14 gwiazd polskiej medycyny jak: dr Marek Edelman, prof. Zbigniew Religa, prof. Maria Siemionow, prof. Bogdan De Barbaro, prof. Andrzej Bochenek, prof. Jan Lubiński, prof. Cezary Szczylik, prof. Wiesław Jędrzejczak, prof. Tomasz Trojanowski, prof. Jacek Zaremba, prof. Bolesław Rutkowski, prof. Janusz Skalski, prof. Jacek Imiela, dr Mieczysław Wasielica.
Z osobami tymi rozmawiała Anna Mateja zadając pytanie „Co w medycynie jest najważniejsze?”, a odpowiedzi zawarła w książce pt. „Cud w medycynie. Na granicy życia i śmierci. Opowieści lekarzy”, która ukazała się w 2010 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego w Krakowie. Wśród wszystkich mądrych i ciekawych odpowiedzi zachwyciła nas skromnością i prostotą odpowiedź dr. Mieczysława Wasielicy – szczególnie trafiająca do naszych serc przez ten wspólny czas w Alma Mater ale też ten sam rok urodzenia – zaledwie dwa lata po zakończeniu II wojny światowej jeszcze czujący jej oddech poprzez traumy rodziców i wreszcie sentyment do kolegi, Miecia, którego wówczas tak mało poznaliśmy. Niestety tej książki nie przeczytaliśmy, a jedynie informację i odpowiedzi poszczególnych znamienitych osób zamieszczono w numerze już archiwalnym Miesięcznika Lubelskiej Izby Lekarskiej Medicus. Mieczysław Wasielica na zadane pytanie odpowiedział: „Wybrałem ten zawód, by być potrzebnym” … Ponadto nasz Kolega opowiedział tam historię ze swojego życia zawodowego gdy jako ordynator oddziału chirurgii ogólnej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Białymstoku konsultował m.in. pacjentkę z nowotworem żołądka którą większość lekarzy dyskwalifikowała z zabiegu gdyż miała znacznie powyżej 90 lat …. „<<Choć była sprawna i nieschorowana, podjęcie decyzji o przeprowadzeniu operacji nie przyszło lekarzom łatwo: mieliśmy jej wyciąć cały żołądek, a następnie połączyć przełyk z jelitem cienkim (…) Zastanawialiśmy się, czy starsza pani wytrzyma operację>> – wspomina dr Wasielica. Gdy uprzedzono pacjentkę o możliwych powikłaniach, ta stwierdziła, że przetrzymała łagry, przetrzyma też operację. I rzeczywiście – zabieg się udał, kobieta wyzdrowiała” [Ludwiczak U., To nie cud, to medycyna].
Ten przykład może być opowiadany młodym medykom a nawet wywoływać dyskusję nad ratowaniem życia do końca jego trwania wyznaczonego może przez los, nad wewnętrzną siłą pacjenta którą każdy lekarz powinien dostrzec, wzmacniać i dopiero wtedy otwiera się możliwość uzyskiwania dobrych efektów terapii – choćby na krótko.
Tak, Mieczysławie, dawałeś ludziom to co najważniejsze – dawałeś Nadzieję. Wybrałeś ten zawód, by być potrzebnym, jak sam mówiłeś – więc może Najwyższy uznał, że tam jesteś jeszcze bardziej potrzebny? Tego nie wiemy, ale warto tak myśleć….
Dumni, choć bardzo smutni koledzy ze studiów:
Jerzy T. Marcinkowski
Zofia Konopielko
Leszek Milanowski
Stefan Jacek Stamm
Hieronim Głowacki
Mariola Nowakowska
Ewa Barabasz