Podczas XLIX Okręgowego Zjazdu Lekarzy lek. Ewelina Miernik z delegatury WIL w Koninie otrzymała tytuł Sportowca Roku. Jej kolarska pasja dzięki ciężkiej pracy przerodziła się w wiele prestiżowych tytułów, które wciąż dokłada do swojej kolekcji.
Trzykrotne Mistrzostwo Polski 2024: w jeździe indywidualnej na czas klasy Masters (29 czerwca, Sokołów Podlaski), w jeździe na czas dwójkami Masters (30 czerwca, Sokołów Podlaski) oraz Drużynowych Mistrzostwach Polski Masters w jeździe na czas (7 lipca, Hrubieszów) – to tylko tegoroczne tytuły doktor Eweliny Miernik. A sezon wciąż trwa!
Wielokrotnie stanęła na podium takich wyścigów jak VIA Dolny Śląsk, Solid MTB, Nowy Targ Road Challenge czy Tatra Road Race.
Zawodowo jest specjalistką medycyny ratunkowej, koordynatorką Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Szpitala w Szczecinku oraz pracuje w SOR Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Koninie.
Przy okazji kolejnych sportowych sukcesów przypominamy wywiad z panią dr Eweliną Miernik z Biuletynu Informacyjnego WIL 5/2024.
Czy rower jest w Pani życiu od zawsze?
Lek. Ewelina Miernik: Trenuję kolarstwo od czterech czy pięciu lat. Oczywiście na rowerze jeżdżę od zawsze, ale wcześniej wyłącznie turystycznie. Kolarstwo „na poważnie” zaczęłam uprawiać dosyć późno, bo dopiero w wieku 30 lat.
Jak ta historia się rozpoczęła?
Pomysł zrodził się przypadkiem: przeprowadziłam się do Konina po podjęciu pracy w tamtejszym szpitalu. Nie znałam zbyt wielu osób w nowym miejscu i podłączyłam się do grupy, która biegała. Szybko okazało się, że jest to jednak grupa triathlonowa Triton Konin, więc nie dość, że zaczęłam z nimi biegać, to także wspólnie jeździliśmy po lesie na rowerze górskim. Kiedy przyszła wiosna, koledzy przekonywali mnie, że może jednak kupiłabym rower szosowy, bo pora roku sprzyja przerzuceniu się na szybką jazdę po asfalcie. Dałam się namówić. Jak tylko wsiadłam na szosę, to poczułam, że to jest to, czego mi potrzeba i co chcę robić. To był zdecydowanie mój kierunek. Zaczęłam uprawiać triathlon na najkrótszym dystansie, ale poczułam, że pływanie i bieganie sprawia mi dużo mniejszą przyjemność niż rower, więc skupiłam się główne na nim. Kolarstwo ma wiele różnych odmian, których spróbowałam, zanim trafiłam w swoją niszę, czyli jazdę na czas. Ostatecznie od dwóch lat koncentruję się przede wszystkim na tzw. ,,czasówkach”.
W jakich kolarskich zawodach brała Pani udział?
Obecnie biorę udział w zawodach kolarskich Masters, mam licencję Polskiego Związku Kolarskiego, co oznacza m.in., że podlegam przepisom antydopingowym, a mój rower musi spełniać wymogi określone w przepisach. Wszystko nadzorowane jest przez PZKol, a także Międzynarodową Unię Kolarską (UCI). Jest to już sport bardziej profesjonalny, ale nadal amatorski. Najważniejsze dla mnie zawody i sukcesy to zeszłoroczny tytuł Mistrza Polski Masters w jeździe na czas parami oraz wicemistrzostwo Polski w jeździe indywidualnej na czas, zostałam także zakwalifikowana do Mistrzostw Świata w jeździe na czas 2023 w Glasgow w Szkocji, na które niestety nie pojechałam. W tym roku również planuję walczyć o najwyższy stopień podium w mistrzostwach Polski. Poza tym biorę także udział w Mistrzostwach Lekarzy czy górskich wyścigach cyklu Tatra Road Race, które są dla mnie miłym dodatkiem, a przede wszystkim okazją do spotkania ludzi o tej samej pasji, czy zacieśnienie więzi ze środowiskiem kolarsko – lekarskim.
Jak wyglądają zawody w jeździe na czas? Jakie wyniki udało się osiągnąć, by stanąć na najwyższych stopniach podium?
Na zawodach jazdy na czas startuje się zwykle na dosyć krótkim dystansie, około dwudziestokilometrowym. Na takiej trasie w jeździe indywidulanej w zeszłym roku miałam średnią prędkość ok. 41,5 km/h. Co warto podkreślić, taka trasa na zawodach ma zmianę kierunku o 180 stopni, co jest istotne w końcowym wyniku, bo uwzględnia wyhamowanie niemal do zera. Z koleżanką w duecie miałyśmy wynik 42,5 km/h. Sama byłam zaskoczona, bo moim celem na te zawody było pokonać próg 40 km/h, a indywidualnie wywalczyłam srebrny, a w parze złoty medal Mistrzostw Polski Masters.
Ma Pani sporo zobowiązań zawodowych. Jak udaje się połączyć pracę z pasją?
Kolarstwo to czasochłonny sport, nie da się ukryć. Łączę go z dyżurami, dojazdami do odległego miejsca pracy. Mam trenera, odpowiednią dietę, a organizacja treningów zajmuje mnóstwo czasu: przygotowywanie posiłków, pilnowanie pór tych posiłków, planowanie regeneracji, także po dyżurze – muszę przyznać, że to niełatwe. Treningi nie mogą się odbywać w sposób przypadkowy: muszą mieć odpowiednią długość i częstotliwość. Trenuję ok. 6 razy w tygodniu, jeśli mam więcej dyżurów to mniej. Wspólnie z trenerem wypracowujemy sposób na łączenie tych trzech spraw: dyżurów, czasu regeneracji oraz treningów.
Co pokazuje, że jeśli się chce, to się da zrealizować rzeczy nawet na pozór niemożliwe.
Tak, jak najbardziej. Kolarstwo dużo wniosło do mojej pracy zawodowej, bo pokazało mi moje ograniczenia, ale też pozwoliło inaczej spojrzeć na pacjenta – jestem dużo spokojniejsza, bardziej refleksyjna. Ten rygor, jaki sobie narzucam, nauczył mnie wyciszenia, powoduje, że bardziej się zastanowię nad życiem, nad zadaniami stojącymi przede mną, nad pacjentem. O wiele lepiej mi się pracuje od kiedy trenuję, niż kiedy tego nie robiłam. Czuję, że jestem uważniejsza w swojej pracy zawodowej. Mój plan dnia jest poukładany i lepiej zarządzam czasem, dzięki temu mam poczucie, że doba jest nieco dłuższa.
Podczas prezentacji przed wręczeniem nagrody doktor Wojciech Łącki podkreślił Pani zaangażowanie w organizację grupy rowerowej lekarzy i lekarzy dentystów działającej w delegaturze WIL w Koninie.
To najpierw osoby z konińskiej delegatury zaangażowały mnie. W tym miejscu wielkie podziękowania kieruję dla pana doktora Roberta Rewekanta, który nie mógł być tu dziś z nami, ale wspiera mnie na każdym kroku mojej ścieżki sportowej. To on wyszedł z inicjatywą zorganizowania lekarskiej grupy rowerowej. Mieliśmy też kilka spotkań, na których pokazywałam kolarstwo widziane moimi oczami. Dzięki temu spotkali się ze sobą lekarze, którzy głównie jeżdżą rekreacyjnie, ale może i chcieliby więcej, mają podobną pasję i zainteresowania. Zorganizowaliśmy kilka takich spotkań, w tym roku w lipcu planujemy kolejny rajd rowerowy, połączony z ogniskiem. To bardzo miłe, gdy można połączyć pasję z pracą. I nie idealizuję tu kolarstwa, bo każdy sport jest dobry. Dwa kółka pozwalają jednak zobaczyć dużo więcej świata dookoła nas. Spokojnie, bardziej dokładnie, z innej perspektywy, bo jednak w mojej ocenie z perspektywy roweru świat wygląda dużo lepiej i bardziej pozytywnie.
Rozmawiała Magdalena Zgrzeba
Zdjęcia z zawodów: Triton Konin