Lekarze leszczyńskiej delegatury WIL, którzy 27 października spotkali się, by uhonorować postać Jana Jonstona, doktora nauk medycznych z XVII w., lekarza powiatowego Leszna i fizyka miejskiego – z nadania tych godności przez Bogusława Leszczyńskiego – zostali zaskoczeni obecnością… doktora we własnej osobie.
To ucharakteryzowany na XVII-wiecznego medyka dr n. med. Tomasz Kazało, ordynator Oddziału Okulistycznego szpitala w Lesznie wcielił się w rolę Jana Jonstona. A w zaaranżowanym wywiadzie dr Jonston opowiedział o swoim życiu i pracy. Ta mała mistyfikacja pozwoliła słuchaczom bliżej poznać sylwetkę osoby, której imieniem nazwano w tym roku Wielospecjalistyczny Szpital w Lesznie.
Przypomnijmy tylko, że w latach 1952-1975 funkcjonował w Lesznie Szpital Miejski im. Jana Jonstona. Wojewódzki Szpital Zespolony pojawił się bez imienia patrona. Podjęliśmy zatem starania jako Delegatura WIL w Lesznie w porozumieniu z dyrekcją szpitala oraz prezydentem i Radą Miasta Leszna o przywrócenie naszej lecznicy imienia doktora Jana Jonstona. Mając przy tym na uwadze decyzję lekarzy, którzy o nadaniu tego imienia szpitalowi zadecydowali już w latach 50-tych, przeciwstawiając się tym samym innym zamiarom ówczesnych władz miasta. Ale o tym może innym razem, chociaż to bardzo ciekawa historia.
Spotkanie pełne wspomnień, opowieści o pracy, o powstawaniu wielu dzieł naukowych, także z dziedziny medycyny i etyki medycznej. Wieczór zakończył się serią wspólnych zdjęć z Szanownym Doktorem Janem Jostonem oraz… szkockimi tańcami Ceilidh. Chcieliśmy w Lesznie choć na chwilę stworzyć namiastkę szkockich rodzinnych stron ojca doktora Jonstona oraz tak ciepło wspominanych przez niego studiów na Uniwersytecie St. Andrews w Szkocji.
Lidia Dymalska-Kubasik
Przewodnicząca Delegatury WIL w Lesznie
FRAGMENTY WYWIADU Z DOKTOREM JANEM JONSTONEM
W imieniu nas Wszystkich, obecnych na dzisiejszym spotkaniu lekarzy i lekarzy dentystów mam wielki zaszczyt powitać w progach Wielkopolskiej Izby Lekarskiej w Lesznie – doktora nauk medycznych, polihistora, filozofa i teologa reformacji – doktora Jana Jonstona. Człowieka, który w XVII wieku zasłynął swoimi naukowymi publikacjami w ówczesnym świecie – pozostał jednak w służbie rodu Leszczyńskich jako fizyk miejski i lekarz powiatowy Leszna i mimo propozycji przeróżnych ze znamienitych uniwersytetów – w Lesznie pozostał i tutaj czas swój i wiedzę dla mieszkańców Leszna poświęcił.
Doktor Jan Jonston: Witam tak zacne zgromadzenie obywateli Leszna oraz Kościana i Poznania. Szczególnie mężów uczonych w naukach prawa, ekonomii i po medycznych, i humanistycznych uniwersytetach. Nigdy bym nie przypuszczał, że mała wioska rodu Leszczyńskich, gdy na zaproszenie Rafała Leszczyńskiego trafią tutaj wygnani kontrreformacją z ziem ojczystych – Morawianie, Czesi i Ślązacy z Jednoty Braci Czeskich – i pobudują tutaj swoje domy, szkoły i szpitale – Leszno tak pięknym i znanym stanie się miastem już w połowie XVII wieku. Mamy tu dzisiaj 20 brukowanych ulic, 1600 domów, dwie drukarnie, trzy Rynki, cztey kościoły i trzy szpitale.
Ach strach pomyśleć co będzie dalej, gdy minie jeszcze 300 – 400 lat… gdy zacznie się drugie milenium, …ale czy to możliwe, a może czeka nas wtedy już koniec świata?!
*No cóż wszyscy tu obecni mogą Pana zapewnić, że po przekroczeniu drugiego tysiąclecia końca świata nie będzie. Ale Pan, drogi Doktorze – może zostanie zaproszony do Leszna na trzecie tysiąclecie, jako osoba dla Leszna tak bardzo zasłużona i wtedy może wspomni Pan nasz dzisiejszy wieczór?
* My cieszymy się dzisiaj, że mimo trudności jaką jest pokonanie tunelu czasoprzestrzeni, trafił Pan bez nawigacji GPS prosto na nasze spotkanie. Mamy do Pana wiele pytań. To niezwykła dla nas okazja zadać je panu osobiście. Najbardziej ciekawi nas jak został Pan lekarzem, bo przecież najpierw były studia teologiczne, filozofia i retoryka, studia hebrajskie na uniwersytecie w St. Andrews w Szkocji, kraju Pana ojca.
Tak, mój ojciec Szymon Jonston pochodził ze Szkocji, ze szlacheckiego rodu. Gdy zaczęły się tam prześladowania – bo rósł w siłę kościół anglikański i sojusznicy króla dopuszczali się bezprawia – zmuszony był ze swoimi braćmi opuścić kraj. W 1601 roku dopłynęli najpierw do Gdańska, a stamtąd mój ojciec trafił do Szamotuł. Liczył na pomoc i poparcie znamienitego rodu Górków – protestantów, popierających reformację.
Ale czy Państwo ich tu nie znacie? Ten szlachecki ród wywodzi się przecież z Miejskiej Górki, to nieopodal.
*Tak znamy historię rodu Górków, którzy dzięki swoim licznym talentom na służbie króla i Rzeczypospolitej doszli do olbrzymiego majątku i znaczenia wśród polskiej szlachty. Chociaż – nie ukrywajmy, nie brakuje ciemnych stron ich historii. W Poznaniu nadal przy ulicy Wodnej 27 stoi ich miejski pałac. To miłe, że wówczas pomogli Pana ojcu zadomowić się w Polsce.
Tak, ojciec dobrze się czuł w Szamotułach. Poznał tam moją matkę Annę, córkę kupca z Szamotuł. Już po roku się ożenił, a ja przyszedłem na świat 3 września 1603 roku.
*Wiemy, że był Pan niezwykle uzdolnionym dzieckiem i że marzeniem Pana był powrót do kraju ojca i stryja – do Szkocji.
Myślałem, że tak będzie dla mnie najlepiej i najbezpieczniej. Religia katolicka i duchowieństwo były w Polsce niezwykle silne. Jak wiecie jestem kalwinem tak jak moi rodzice, co w Polsce nie było łatwe, nawet wtedy, gdy idea reformacji rozprzestrzeniła się w wielu krajach Europy w odwecie na katolickie grzechy chciwości i obłudy duchowieństwa. Uczyłem się w protestanckich szkołach i poszerzałem wiedzę na protestanckich uniwersytetach. Uniwersytet Jagielloński był dla mnie kalwina niedostępny.
*Jak się stało, że pokochał Pan Leszno i ostatecznie tutaj spędził Pan najlepsze lata swojego życia. Wydawałoby się, że wszystko sprzyja Pana planom. Jako 19-letni młodzieniec pojechał Pan kontynuować naukę i dalsze studia na Uniwersytet St. Andrews w Szkocji.
Tak rzeczywiście, studia na Uniwersytecie w St. Andrews to było spełnienie moich młodzieńczych marzeń. Zająłem się tam filozofią, teologią i nauką języka hebrajskiego. Pogłębiłem też grekę i języki romańskie. Opanowany gorączką wiedzy i możliwością przeczytania tylu książek z biblioteki uniwersyteckiej przebywałem prawie od rana… do rana w czytelni. Udało mi się przeczytać wszystko (!) nawet z osobistych zbiorów rektora Jana Glandstona, który nie ukrywał podziwu dla moich zdolności. Wpisał mnie nawet na listę 12 alumnów królewskich, obym tylko dalej tu pozostał i poszerzał swoją wiedzę. Obiecałem to nawet prymasowi Szkocji Johnowi Spotswoodowi, który znał dobrze rodzinę mego ojca.
Ale musiałem jednak powrócić do Polski by pozałatwiać ostatecznie formalnie sprawy spadkowe i majątkowe swoich rodziców.
*I co wtedy stało się w Polsce, że nie udało się już kontynuować studiów na Uniwersytecie St. Andrews i powrócić do Szkocji?
Dopłynąłem wtedy cudem do Polski. Cudem, bo myślałem, że sztormu na morzu nie przetrwam. Udało się jednak kapitanowi zacumować w Gdańsku. Tu z kolei, gdy postawiłem stopę na polskiej ziemi okazało się, że wszędzie panuje morowe powietrze. Atra mor – dżuma , czarna śmierć. Nie miałem, żadnej wiedzy o czarnej śmierci, która szerzyła się w wielu krajach Europy. Wiadomości nie dotarły do mnie do Szkocji. Może kiedyś w przyszłości nauka stworzy jakieś sposoby, by wiadomości o tym co dzieje się w świecie docierały chociaż przez kilka tygodni, może kilka dni. To znacznie ułatwiłoby podróżowanie. Czy w Waszym świecie to teraz możliwe?
*Tak. Teraz to nie stanowi problemu. Mamy radio, telewizję, internet.
Jak to Pani mówiła…internet? Ciekawe słowo, nigdy nie słyszałem Czy jest o tym jakaś książka?
* O tym może później, w kuluarach. To chyba byłby zbyt duży wstrząs nawet dla tak chłonnego i niezwykłego umysłu. Ale wracając do Leszna…
To właśnie dżuma zmieniła wszystkie moje plany i zmieniła moje życie. Właśnie dzięki temu pozostałem ostatecznie w Lesznie i dzięki temu …można tak powiedzieć – jestem tu dzisiaj.
Jest na Sali wielu medyków. Mówiło się, że pierwszy raz dżuma przywędrowała do Europy z Chin, jedwabnym szlakiem. Uważajcie nawet teraz na choroby, które mogą stamtąd do nas dotrzeć!
*A więc dżuma czy jednak wojewoda Rafał Leszczyński?
Oczywiście przede wszystkim Rafał Leszczyński – wojewoda bełski, kasztelan kaliski i starosta wschowski, herbu Wieniawa – a jednocześnie członek Jednoty Braci Czeskich. Wojewoda wykorzystał mój pobyt w Lesznie i zaproponował posadę guwernera swojego syna Bogusława.
*Ale co sprowadziło Pana do Leszna?
Postanowiłem tu zamieszkać i oddać się nauce przede wszystkim dzięki Janowi Amosowi Komencjuszowi, który ze swoją Jednotą Braci Czeskich osiadł w Lesznie, a którym Rafał Leszczyński dał tutaj schronienie i nie szczędził na rozwój nauki i rozbudowę miasta.
Przyjechałem do Leszna także dzięki – Janowi Schlichtyngowi, mojemu przyjacielowi – zarządcy dóbr rodu Leszczyńskich w starostwie wschowskim. Gdy pojawiłem się w Lesznie w 1625 roku, miałem 22 lata, ale dałem się poznać jako człowiek zrównoważony, z pasją zdobywania wiedzy, uczony w naukach humanistycznych, znający języki.
Brałem tu udział w słynnym leszczyńskim procesie Krystyny Poniatowskiej, która za Komencjuszem przyjechała do Leszna, a którą próbowano oskarżyć o czary i stracić jako opętaną w Czechach, wyrokiem w Mlada Bolesław.
Udało się ją uratować naszą opinią oceniając wizjonerskie objawienia Pani Krystyny jako następstwo choroby umysłu, a nie opętania. Podobnego zdania co ja – był także szanowny Mateusz Wechner, medyk ze Wschowy, lekarz nadworny Zygmunta III Wazy. Bardzo ceniłem jego zdanie i wiedzę jaką posiadał. Wtedy pomyślałem o tym, żeby jednak zostać medykiem i rozpocząć studia na wydziale lekarskim, na którymś ze znanych uniwersytetów.
*Zatem wiemy już kiedy pojawiła się myśl, żeby studiować nauki medyczne
Jak mówiłem przyjąłem propozycję wojewody, by kierować edukacją Bogusława i nadzorować poznawanie reguł, które rządzą światem. Taki Grand Tour po Europie to była wtedy norma w kształtowaniu charakteru i odpowiedzialności młodych bogatych dziedziców. Od 1632 roku przez cztery lata podróżowałem z Bogusławem i jego przyjacielem Wojciechem Drohostańskim, synem Marszałka Wielkiego Księstwa Litewskiego po Europie… jednocześnie ja realizowałem studia medyczne.
A na którym uniwersytecie w Europie uzyskał Pan tytuł doktora?
Co prawda studiowałem najpierw na Uniwersytecie we Frankfurcie, ale wkrótce przeniosłem się na Uniwersytet w Lejdzie, jako najsławniej uczelni w kształceniu medyków. W kwietniu 1634 roku uzyskałem tytuł doktora jako najwyższą dostojność umiejętności lekarskich.
*A czy oprócz dzieł naukowych miał Pan okazję zetknąć się z dziełami np. literatury pięknej w czasie swoich podróży? Czy nie wchodziło to w zakres Pana zainteresowań? Przecież podróżowaliście oprócz Niderlandów po hrabstwach i księstwach niemieckich, po Francji, Danii, Norwegii, Anglii, podróżowaliście do Włoch, gdzie zwiedzaliście Rzym, Turyn, Neapol, Bolonię, Wenecję – tyle krajów i miast udało się zobaczyć mimo, iż tak ciężko Pan zachorował po wypadku podczas przeprawy do Włoch przez Alpy i przymusowej długiej kąpieli w rzece.
Ten wypadek mocno nas wszystkich przestraszył, ale po miesiącu gdy gorączka minęła postanowiliśmy kontynuować podróż do Włoch. Ja zawsze najbardziej bałem się jednak morskich podróży. Od czasu tego wielkiego sztormu, gdy wracałem ze Szkocji do Gdańska. Cud, że wtedy przeżyłem.
Ale… ciekawe pytania mi Pani zadaje.
Powiem tak – to raczej chłopcy podrzucali mi niektóre dzieła. Bardzo ceniłem sobie lekturę „ Przemyślnego szlachcica Don Kichota z Mańczy” Cervatesa, bo czasami sam czułem, że walczę z wiatrakami. Mieliśmy okazję zobaczyć kilka dramatów Lope de Vegi przebywając w Hiszpanii, ale największe wrażenie zrobiła na mnie sztuka Anglika Wiliama Szekspira „ Sen nocy letniej”, której fragmenty udało się nam zobaczyć w Londynie, gdy dotarłem na Uniwersytet w Cambridge.
*To może teraz kilka zdań o Pana dziełach i publikacjach. Najważniejsza to wielotomowa „ Historia Naturalna” – 1500 stron tekstu i 1000 stron ilustracji – dzieło wielokrotnie wznawiane, budzące duże zainteresowanie i uznanie, ze względu na ogrom wiedzy – ale też liczne poglądowe obrazy ze świata zwierząt i roślin. To historia ludzkości od stworzenia świata, od czasów biblijnych do końca XV wieku. Ogrom wiedzy, ogrom pracy i chyba silna motywacja, żeby doprowadzić do wydania i publikacji tego dzieła?
Tak. Poświęciłem wiele lat życia, czasu i pieniędzy, żeby to dzieło ujrzało światło dzienne. Nie przeczę, przyniosło mi sławę, tytuł polihistora i dało możliwość licznej korespondencji z największymi umysłami moich czasów. Pansofia – wszechwiedza to była może trochę moja obsesja, ale ta idea dodawała mi sił i wiary, że to i mnie się uda, skoro inni – już w starożytności dali przecież radę.
*My wszyscy dołączamy się do tych tak licznych Gratulacji płynących ze świata i wyrazów szczerego podziwu dla wiedzy i wszechstronności Pana umysłu. Jesteśmy wdzięczni, że człowiek tego formatu został lekarzem powiatowym Leszna i fizykiem miejskim.
No tak. Po powrocie do kraju, a wróciliśmy w listopadzie 1636 roku – Bogusław Leszczyński nie był już tylko szlacheckim synem, ale młodym i dobrze wykształconym magnatem – panem na Lesznie. Wszystkie godności jakie go spotkały w służbie króla i Korony niezwykle cenił. Ja dzięki temu mogłem po założeniu rodziny spokojnie pracować w Lesznie służąc wiedzą medyczną jej mieszkańcom. Co prawda moja pierwsza żona Krystyna zmarła 4 miesiące po ślubie, pozostawiając mnie w wielkiej żałobie, ale kolejna, poślubiona po roku Anna Rozyna – córka cenionego na dworze królewskim lekarza wschowskiego Mateusza Wachnera była na długo towarzyszką mojego życia.
*Myślę, że możemy to teraz ujawnić – Rafał Leszczyński okazał się być pradziadkiem króla Polski Stanisława Leszczyńskiego, a Pana wychowanek Bogusław był jego dziadkiem.
Och! Naprawdę! Zawsze uważałem Rafała Leszczyńskiego za znamienitego i godnego obywatela Rzeczypospolitej. Chociaż, gdy poznałem go po raz pierwszy będąc jeszcze 16- letnim młodzieńcem w Gimnazjum w Toruniu, nie sądziłem, że to właśnie on będzie miał taki wpływ na moje życie. Bogusław okazał się być godnym następcą swego ojca.
*A jakie dalsze plany wydawnicze?
Zawsze zamierzałem napisać podręcznik dla medyków, by podzielić się moją wiedzą i zdobytym doświadczeniem oraz zebrać wiedzę medyczną naszych czasów w kilku księgach. Uważam, że w księgach dla medyków trzeba też pisać o etyce i temu teraz poświęcam swoje studia.
*A zatem wszystko to wskazuje, że w XVII wiecznym Lesznie kwitła edukacja, nauka, poezja, że Leszno przyciągało wielu mądrych, znamienitych obywateli korzystając ze statusu miasta wolności religijnej i tolerancji.
Potwierdzam. A jednocześni chcę zaznaczyć, że Polacy zawsze okazywali się otwarci na nowe poglądy i największe umysły nie dały się zamykać w zaściankowych ideach. Weźmy na przykład Mikołaja Reja, ojca polskiej poezji. Zarzucił wszechobecną łacinę, nie hołdował modzie na język francuski. Wszyscy na tej sali to znamy :„A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”
Ale przecież Rej, ożeniony ze stryjeczną wnuczką Arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa polski Andrzeja Boryszewskiego – i dziedzicząc jego znacznej fortuny posiadłości, przeszedł na luteranizm, a potem na kalwinizm. Był wielkim entuzjastą reformacji, przez co uważany był przez księży za wcielenie szatana. Ale Polacy nie są małostkowi, czemu wyraz dają właśnie w Lesznie rozbudowując to miasto i sławiąc je w świecie.
*To może tylko jeszcze jedna sprawa. Ważna. Póki jeszcze jesteśmy tu wszyscy razem. Czy ma Pan może jakieś marzenie? Może moglibyśmy je spełnić?
Marzenie ? Czy ja w moim wieku mogę mieć jeszcze jakieś marzenia?
*Szanowny Doktorze, co prawda prof. Waszyński – na tej sali całkiem niedawno, powiedział kończąc lat 90, że w tym wieku ma się więcej wspomnień niż marzeń, czemu zgodnie zaprzeczyliśmy. To może jednak!
Otóż, gdyby w tym moim , a teraz Waszym Lesznie, był szpital, gdzie doktorzy służą chorym swoimi umiejętnościami i wiedzą – to chciałbym być patronem takiej lecznicy, gdyż zawód medyka cenię ponad wszystko.
*I to marzenie Panie Doktorze właśnie się spełniło! Może Pan spokojnie wracać do swojego wymiaru, na karty historii.
Lidia Dymalska-Kubasik
Fragmenty wywiadu z doktorem Janem Jonstonem.