Z głębokim żalem i smutkiem informujemy,
iż w dniu 19 maja 2024 r. zmarł
lek. Jan Krzysztof Flaczyński
anestezjolog, specjalista medycyny rodzinnej oraz medycyny podróży.
Rodzinie i bliskim składamy szczere wyrazy współczucia.
,,Spieszmy się kochać ludzi – tak szybko odchodzą”
Wspomnienie: Jan Krzysztof Flaczyński – dla nas wszystkich jednak zawsze Krzysztof, Krzysiek
Urodził się i wychował w Starachowicach na kielecczyźnie, ale po maturze poszedł na studia – jak troje Jego rodzeństwa, zgodnie z życzeniem mamy – do Poznania.
W roku 1971 dostał się z jednym z najwyższych wyników na upragniona medycynę (chociaż podobno chwilowo chciał być astronomem!).
W czasie pierwszego roku studiów zapisał się na kurs grotołazów, organizowany przez Sekcję Grotołazów przy Akademickim Klubie Turystycznym. Impulsem była prelekcja dr Jana Stryczyńskiego, lekarza radiologa już wówczas uznanego poznańskiego alpinisty. Nie było akurat kursu wspinaczkowego więc poszedł „na grotołaza”. Radził sobie wspinaczkowo i speleologicznie znakomicie – był bardzo sprawny, gibki, silny (uprawiał wcześniej gimnastykę sportową).
Został po kilku latach prezesem klubu speleologiczno-wspinaczkowego. Pierwsze lata speleologiczne to eksploracja dużej poznańskiej jaskini Bandzioch Kominiarski. Potem – przy panującym wówczas trendzie zaczął wspinać się powierzchniowo – najpierw w Tatrach, potem w Alpach Włoskich, w Hindukuszu w Afganistanie, w peruwiańskich Andach, w Kenii oraz Himalajach – w Indiach i Nepalu. Uwieńczeniem działalności wspinaczkowej była – zakończona sukcesem – narodowa wyprawa zimowa na piąty szczyt ziemi CHO OYU (8 201 m n.p.m.) z Andrzejem Zawadą, gdzie pełnił już funkcję lekarza wyprawowego. Za udział w tej wyprawie otrzymał Medal za Wybitne Osiągnięcia Sportowe, będący odpowiednikiem brązowego medalu olimpijskiego (dla dyscyplin nieolimpijskich).
W międzyczasie – w roku 1976 ożenił się z Anną Piotrowską, będącą wcześniej już zaprawioną grotołazką i taterniczką. Równolegle oczywiście pracował już jako lekarz – studia skończył w 1977 i rozpoczął pracę w Poznańskim Ośrodku Kardiologiczno-Pulmonologicznym w Kowanówku – na oddziale kardiochirurgicznym w Poznaniu. Specjalizował się bowiem w anestezjologii i intensywnej terapii. Przez 11 lat znieczulał do zabiegów na otwartym sercu. Zgodnie ze specjalizacją cały ten czas też przepracował w pogotowiu ratunkowym na tzw. e-Rce.
Z powodów mieszkaniowych w 1986 roku przeniósł się do podstawowej opieki zdrowotnej w Czerwonaku. Tam po kilku latach pracy, uzyskując już nową specjalizację z medycyny rodzinne1 utworzył wraz z dwójką kolegów lekarzy – dr Ewą Malewską i dr Bolesławem Michałowskim niepubliczny zakład opieki zdrowotnej pod nazwą Zespół Lekarza Rodzinnego „Pro Familia”, z ośrodkami zdrowia w Czerwonaku, Koziegłowach i Owińskach. Był to czas końca lat dziewięćdziesiątych więc czas wielkich przemian w naszym kraju. Dzięki temu udało się na przekształcenie starego ZOZ-u uzyskać środki unijne i stworzyć zupełnie nową jakość lokalnej opiece zdrowotnej. Pracował i kierował zespołem w „Pro Familii” wraz z wieloma kolegami lekarzami, także specjalistami, pielęgniarkami, położnymi, rehabilitantami, diagnostami laboratoryjnymi i pozostałymi pracownikami do 8. maja br. Wtedy to wybrał się po 47 latach pracy do sanatorium, gdzie nieszczęśliwie doznał nagle masywnego udaru mózgu.
Incydent ten niestety skończył się dla Niego tragicznie – mimo wszelkich intensywnych i profesjonalnych wysiłków lekarzy, nie udało się Go uratować.
Był człowiekiem niezmiernie aktywnym, interesującym się wieloma rzeczami poza medycyną. Wiele podróżował po świecie, co skłoniło go do zrobienia jeszcze jednej specjalizacji – medycyny podróży, chętnie służył radą innym podróżującym.
Interesowała go też praca samorządowa – był przez jedną kadencję radnym powiatu poznańskiego. Współpracował z opieką społeczną, ponieważ gros jego pacjentów to byli ludzie starsi, schorowani, wymagający holistycznego podejścia.
Był zapalonym turystą, jeździł konno, żeglował, pływał kajakiem i nurkował, jeździł na rowerze i na nartach, grał w tenisa oraz całkiem ostatnio z wielkim zapałem – w golfa. Wszystko robił z wielkim entuzjazmem i zamiłowaniem.
Miał też zdolności muzyczne – ukończył szkołę muzyczną w klasie skrzypiec, ale grał praktycznie na wszystkich instrumentach – najchętniej na dętych – flecie, klarnecie, trąbce, okarynie i harmonijce, ale także na akordeonie, gitarze, fisharmonii i ukulele. Nie zdążył się tylko nauczyć na bandonium, przepięknym instrumencie włoskim, otrzymanym w prezencie o przyjaciela muzyka z Czerwonaka. Jakiś czas śpiewał też w chórze ARSIS w Kicinie.
Ku swojemu zmartwieniu – nie umiał rysować! A był sprawny manualnie, miał zmysł praktyczny i estetyczny. Ogromnie lubił przyrodę, zwierzęta, był bardzo proekologiczny.
Był bardzo pomocny, rodzinny i towarzyski.
Był bardzo dobrym człowiekiem, kolegą, sąsiadem, przyjacielem.
Anna Flaczyńska